Czy istnieje dieta cud?

2018-09-02

Nie będzie nic odkrywczego w stwierdzeniu, że stan naszego społeczeństwa stale się pogarsza. Czujemy się coraz gorzej, doskwiera nam znacznie więcej chorób, a otyłość urosła do miana epidemii. Stale rośnie również ilość osób z chorobami autoimmunologicznymi czy problemami z układem krążenia. Medycyna wydaje się być dość bezradna – pomimo sukcesów w zastopowaniu śmiertelnych chorób zakaźnych, czujemy się bezsilni w obliczu tych o charakterze przewlekłym. Nic więc dziwnego, że coraz więcej pacjentów szuka pomocy na własną rękę i wprowadza w życie zmiany, które mają polepszyć ich samopoczucie.

 

 

Z tego powodu w ostatnich latach przechodzimy istny zalew nowych diet, które mają polepszyć zdrowie czy sylwetkę. Propagatorzy danego modelu żywienia zapewniają o rewelacyjnych efektach, powołując się na badania naukowe czy wyniki swoich klientów. Mimo to znaczna część osób podążająca śladem nowego „guru”, nie osiąga spektakularnej poprawy, a nierzadko dochodzi nawet do pogorszenia.

W zależności od stopnia motywacji – próbują kolejnej diety lub stwierdzają, że wszelkie starania nie mają sensu, więc wracają do kanapek i pizzy. Bardziej dociekliwi mogą jednak zadać sobie pytanie: dlaczego tak się stało? Z pewnością każdy zastanowił się choć przez chwilę nad tym, jaka dieta będzie dla niego najlepsza. Ketoza, paleo, a może weganizm? Wybór nie jest prosty, ponieważ większość popularnych diet uważana jest przez swych zwolenników za model uniwersalny. W końcu skoro coś pomogło tak wielu osobom, powinno zadziałać też u kolejnych. W książkach opisywane są historie niesamowitych sukcesów, a grupy na Facebooku roją się od motywujących postów. Naprawdę, ciężko nie ulec fali entuzjazmu i uznać, że oto odkryliśmy niezawodny sposób na wszelkie bolączki. Jeśli jednak zatrzymamy się w tym miejscu, możemy odkryć pewien paradoks. Podobne zachwyty przeczytać możemy przecież również u zwolenników innych, często odmiennie skrajnych, diet. Jeśli przekonała nas już jednak jakaś wizja, nie przyjmujemy tego do wiadomości i zakładamy, że pozostali są po prostu w błędzie. Wiele spośród modnych diet opiera się na eliminacji lub ograniczeniu jakiegoś składnika diety – np. mięsa, glutenu, nabiału czy węglowodanów. Efektem jest często demonizowanie owych produktów i niedopuszczanie myśli, że komuś dieta na nich oparta może służyć.

W Internecie natomiast częściej od merytorycznej dyskusji spotkać się można z agresją obu stron i obrzucaniem obelgami. Osoba, która dotąd nie interesowała się dietetyką, może czuć się dość zagubiona i pójść drogą tych, którzy po prostu głośniej krzyczą. Wybór modelu żywienia uzależniony jest więc często od kręgu znajomych, chwytliwego artykułu czy dyskusji w telewizji śniadaniowej. Po zdecydowaniu się na upatrzoną dietę następuje wprowadzanie jej w życie. Wiąże się to ze skrupulatnym przestrzeganie jadłospisu i unikaniem za wszelką cenę potencjalnie szkodliwych produktów. Są to często bardzo radykalne zmiany – nie tylko na talerzu.

Obawiając się spożycia niedopuszczalnych składników, nierzadko doświadczamy w ciągu dnia znacznie więcej stresu (chociażby podczas odwiedzin u rodziny czy wyjścia ze znajomymi). Odmawianie sobie ulubionych posiłków oraz strach przed całymi grupami produktów może również potęgować niepokój i frustrację.

Każdy, kto przechodził dietę dr Dąbrowskiej lub protokół autoimmunologiczny (AIP) wie, o czym piszę. Trwamy jednak w postanowieniu, a gdy efekty nie są zadowalające, rozważamy kolejne eliminacje lub zmiany. Zawężamy więc jeszcze bardziej menu, modyfikujemy liczbę makroskładników czy liczbę posiłków. Chcemy efektów, które nam obiecywano. Szukamy wspomagaczy, które przyspieszą cały proces, co w praktyce często przekłada się na worek suplementów. Stale analizujemy, szukamy nowych rozwiązań, mamy coraz więcej wątpliwości i lęku przed jedzeniem. Wszystko to zaczyna bardziej przypominać błędne koło niż odzyskiwanie równowagi i powrót do zdrowia. Powyższy opis nie jest oczywiście standardem, jednak po latach obserwacji uznać mogę, że sprawdza się dość często niezależnie od wyboru diety. Podstawowym problemem we wszystkich tych opcjach jest brak tak fundamentalnej kwestii jak indywidualizacja planu żywieniowego.

Każdy organizm jest absolutnie wyjątkową jednostką z określonymi potrzebami. Twierdzenie, że wszystkim służyć będzie odstawienie zbóż, nabiału, mięsa lub przejście na dietę opartą na surowych produktach zakrawa na absurd. Nawet w przypadku dwóch osób, mających podobne problemy zdrowotne, dieta wyglądać może zupełnie inaczej. Powodem są odrębne uwarunkowania, niedobory, styl życia, a nawet preferencje smakowe. Ponadto należy zwrócić uwagę na klimat, w którym żyjemy oraz aktualną porę roku. Detoks sokowy w połowie grudnia nikomu nie wyjdzie na zdrowie, podobnie jak spożywanie dużej ilości egzotycznych owoców. U osób z oznakami silnego wyziębienia organizmu może to zaszkodzić nawet w trakcie upalnego lata.

Z tego powodu w medycynie chińskiej tak dużą uwagę poświęca się szczegółowej diagnostyce oraz kładzie nacisk na sezonowość produktów. Choć zabrzmieć to może dość absurdalnie, kolejnym powodem niepowodzeń bywa zbytnie skupienie na diecie. Dotyczy to zwłaszcza opcji bardzo restrykcyjnych, które wymagają od nas dużego zaangażowania, co przysporzyć może niemało stresu. Zmiany, które wprowadzamy, powinny przebiegać w sposób możliwie bezbolesny. Dużą rolę odgrywać tu będzie więc nasze nastawienie. Nie traktujmy diety jako przymusu, a raczej wyraz troski o ciało. To nie strach, powinien nas napędzać, lecz chęć zadbania o siebie. Wykazujmy się także cierpliwością i wyrozumiałością względem naszych słabości i uleganiu im. Niezwykle istotne jest, aby zrozumieć, że zmiana nawyków żywieniowych stanowi proces. Dlatego rzucanie się na głęboką wodę i stosowanie okresowych, restrykcyjnych diet zwyczajnie mija się z celem i powoduje szybkie zniechęcenie do dalszej pracy. Nasze ciało i umysł są nierozerwalnie ze sobą połączone. Z tego powodu nadmierny stres, niezależnie od źródła i pobudek, zawsze odbijać się będzie negatywnie na zdrowiu. To oczywiście nie znaczy, że w imię komfortu psychicznego, możemy jeść dziennie paczkę chipsów. 

Dobierając dietę (najlepiej ze specjalistą), należy dopasować ją jednak maksymalnie do aktualnych możliwości i stopniowo uwzględniać kolejne aspekty. Należy także pamiętać, że na powstawanie chorób wpływa wiele czynników (nawet gdy mówimy o tzw. dietozależnych jak cukrzyca typu II czy hiperlipidemia). Nie jest wobec tego możliwe, aby jednym postępowaniem, czyli zmianą nawyków żywieniowych, osiągnąć spektakularne rezultaty. W przypadku każdego zaburzenia właściwa dieta stanowi oczywiście istotny element terapii, jednak nie oczekujmy cudów, jeśli żyjemy w biegu, nie dosypiamy, a jedyną aktywnością fizyczną jest spacer do samochodu (lub przeciwnie – trenujemy codziennie do upadłego). Organizm nie jest w stanie się regenerować, jeśli mamy stale pobudzony współczulny układ nerwowy odpowiadający za mobilizację do ucieczki lub walki. Odpoczynek i czas poświęcony wyłącznie sobie przez wiele osób jest traktowany jako zbędny luksus, tymczasem stanowi konieczny warunek w osiągnięciu poprawy zdrowia. Czasem bardziej istotne od przygotowania idealnego posiłku będzie więc pozwolenie sobie na dłuższy sen czy medytację.

Warto również zastanowić się, w jakim środowisku żyjemy i czy nie otaczamy się osobami, które są dla nas toksyczne. Bez uwzględnienia tych wszystkich elementów w najlepszym wypadku zmiana zawartości talerza pomoże nam jedynie tuszować objawy lub przyniesie krótkofalowy efekt. Choć wizja „wszystko leczącej” diety jest niezwykle kusząca, a propagatorzy każdej z nich toną w zachwytach, rzeczywistość skłania nas jednak do zachowania sporej dawki dystansu. Ilość sposobów żywienia już na ten moment jest przytłaczająca, a stale dochodzą coraz to nowe warianty. Tymczasem nasza fizjologia od tysięcy lat pozostaje niezmienna. Pojawianie się kolejnych rewelacyjnych diet nie opiera się na najnowszych odkryciach, lecz raczej wiecznej chęci człowieka do znalezienia „środka-cud”. Kto by nie chciał czuć się świetnie i gubić kilogramy, jedynie dzięki trzymaniu się wytycznych jadłospisu? Jest to jednak bardzo złudne przekonanie, które po początkowej fali entuzjazmu pozostawia za sobą spore rozczarowanie. Zamiast sprawdzać kolejne alternatywy lub całkowicie porzucać starania, wystarczy zacząć wsłuchiwać się w potrzeby swojego ciała. Początkowo może być to dość trudnym wyzwaniem, ponieważ w obecnym świecie tracimy z nim kontakt i nie potrafimy właściwie interpretować wysyłanych sygnałów.

Rolą specjalisty jest pomoc w odczytywaniu tych wiadomości oraz dopasowanie najlepszego dla nas planu żywienia. To jednak ciało powinno być zawsze naszym najlepszym drogowskazem i nauczycielem. Warto nauczyć się z nim współpracować, aby móc opracować dietę, która będzie dostosowana wyłącznie do indywidualnych potrzeb i zostanie z nami na dłużej niż jeden sezon.